Międzynarodowe Konkursy Dyrygentów

do 2012 roku

11 grudnia - po czwartkowych przesłuchaniach II etapu

Rozpoczął Darell Ang z Singapuru od Koncertu skrzypcowego D-dur J. Brahmsa z Patrycją Piekutowską. Bardzo dobrze poprowadził wstęp. Zwróciłem uwagę na specjalną elegancję jego ruchów i na wykorzystywanie palców do misternego modelowania brzmienia. Na pewno jest on wrażliwym muzykiem. Jako akompaniator wszystko co trzeba kontrolował - tam gdzie trzeba ustępował, gdzie indziej aktywnie prowadził całość. Wiele lepiej - poza intonacją - grała we czwartek solistka. III Symfonia Brahmsa dyrygowana była dość niepewnie. Zwłaszcza w wolnych fragmentach - wpatrzony w nuty Ang, jakoś niepewnie kręcił rękoma ruchy. Długo ćwiczył szczegóły związane ze wstępnymi taktami, potem wygładzał inne szczegóły. Nie wysilał się specjalnie, nie chciał błyszczeć - pokazał zwykłą, szarą pracę, wszak to próba - nie koncert. Na pewno zostawił pewien niedosyt. Poproszono go jeszcze o wolną część, która na konkursie stwarza spore zagrożenie, bo istnieje ogromne ryzyko spadku emocji, napięcia i nijakości pod warunkiem, że... nie ma się wiele do powiedzenia. U Anga niestety było nijako i niepewnie...

Harutiun Arzumanian z Armenii wylosował wpierw Koncert skrzypcowy Czajkowskiego z Szymonem Krzeszowcem. To wykonanie miało sens ponieważ solista z czymś wychodził, a dyrygent właściwie na to reagował. Dyrygował był uśmiechnięty i pogodny. Potem słuchaliśmy Symfonii d-moll Francka. Ogromnie to trudny utwór okazale budowany przez Arzumaniana. Dobry dyrygent, świadomy. Świetnie prezentuje się na podium, jest na tyle wysoki, że jego ręce zdają się ogarniać całą orkiestrę. Zbudował monolit, jedną wyrazową całość. Dobra praca, dobry efekt. To dyrygent, który moim zdaniem może skutecznie sięgać po każdą partyturę.

Marko Ivanovic zadyrygował Koncertem Czajkowskiego - z Szymonem Krzeszowcem. Przegrali razem całość. Podobały mi się liryczne frazy grane przez solistę - pięknie i czysto. Dyrygent wypadł w sumie dość blado choć zmieścił się w akompaniatorskiej średniej. Potem była VII Symfonia Dworzaka. Wybrał trzecią część, a przede wszystkim wylosował "swoją" muzykę (szczęście sprzyja lepszym ?) Nie zachwycił mnie czymś nadzwyczajnym - mając w pamięci jego występ w I etapie, ten wypadł w zasadzie bezwrażeniowo. Potem jeszcze Jury poprosiło go o II część dzieła. Była dość niedbała, a dyrygent nazbyt pasywny.

Anna Jaroszewska zamknęła półfinałową stawkę. Poprowadziła Koncert Beethovena z Adamem Wagnerem. Bardzo dobrze przygotowała wstęp. Dyrygowała ładnie, ruchami szerokimi, wciąż się krzyżującymi. Zostawiła po akompaniamencie dobre wrażenie. Potem był jej "gwóźdź programu" - Symfonia d-moll Francka, która jest takim swoistym, jedynym w swoim rodzaju symfonicznym teatrem. Piszę o tym dlatego, ze Anna Jaroszewska okazała się być świetnym reżyserem. W mrocznym wstępie "otwierały się bramy piekieł", były i akordy jak "ostrze noża" a potem otwierały się różne piękne krainy... Nie da się ukryć, że może to pomagać muzykom w danej interpretacji, ułatwić "rozumienie" dźwięków, choć wyczuwałem też poirytowanie…. Jurorzy dość masowo pielgrzymowali w stronę estrady aby bliżej zobaczyć naszą dyrygentkę. Jaroszewska się śpieszyła, tak jak poprzednio. Pracowała bardzo wnikliwie i drobiazgowo, wiele mówiła, a ćwiczyła w zasadzie tylko sam wstęp i właściwy początek utworu. W jej występie - jak na moje wyczucie - za dużo było teatru, zresztą podobnie było w I etapie. Przyznam, że jej występ był jednak jakąś formą widowiska, ale czy dyrygowanie nie może, czy nie jest też widowiskiem? Można to odrzucać, ale dobrze jest wiedzieć czym się dyryguje i o czym jest dana bajka, a akurat to dzieło Francka doskonale się do tego nadaje.

Adam Rozlach