Międzynarodowe Konkursy Dyrygentów

do 2012 roku

7 grudnia - po sobotnich przesłuchaniach

Na estradzie Orkiestra Filharmonii Śląskiej. W pierwszym dniu wystąpiło dziesięcioro kandydatów. Każdy z nich musi wybrać po trzy utwory z dwóch grup a na pół godziny przed występem losuje po jednej kompozycji, które ma przygotować i wykonać w ciągu 30 minut. W grupie A znajdują się klasyczno-romantyczne uwertury, a w grupie B - symfonie klasyków wiedeńskich oraz po jednej symfonii autorstwa F. Schuberta i F. Mendelssohna. Oto krótkie charakterystyki występów pierwszych kandydatów w I etapie Konkursu.

Stamatia Karampini z Grecji wylosowała Uwerturę tragiczną Brahmsa oraz IV Symfonię Beethovena. W uwerturze w zasadzie poprawiała tylko nierówności wykonawcze. Potem niezbyt przekonująco pracowała zwłaszcza nad codą. Ciekawe, że znacznie lepiej prezentowała się jej dyrygencka sztuka na zainstalowanym z prawej strony Sali filharmonicznej - nad wiolonczelami i kontrabasami - telebimie, który stanowi pomoc nie tylko dla widowni a przede wszystkim dla jurorów. Ekran pokazuje bowiem w zbliżeniu twarz, gesty oraz mimikę dyrygentów. IV Symfonia Beethovena pokazała zaś, że Karampini rzadko wykracza poza dyrygowanie. Nie za wiele zdążyła wypracować. Przyznać jednak trzeba, że dużo w niej zdecydowania, temperamentu, a muzycy bardzo chętnie pomagali jej w czasie występu. W sumie zostawiła dobre wrażenie.

Władimir Kern to absolwent moskiewskiego Konserwatorium. Wylosował Nieszpory sycylijskie - uwerturę G. Verdiego oraz IV Symfonię Włoską Mendelssohna. W uwerturze utknął już we wstępie - bardzo trudnym. Potem brnął w kolejnych pułapkach tego dzieła. Zostawia nie za dobre wrażenie. IV Symfonia Włoska Mendelssohna przyniosła inne niespodzianki. Kern chciał np. więcej sprężystości w smyczkach czego doczekał się w końcu. Sprawiał wrażenie, że doskonale wie czego chce. Dyrygował z dużą dozą pewności. Często się uśmiechał... Wrażliwy muzyk, który jednak nie do końca osiągnął zamierzony cel.

Przedstawiciel Tajwanu Tien - Chi Lin wylosował Uwerturę do Zemsty nietoperza J. Straussa oraz II Symfonię B-dur Beethovena. Robił wrażenie jakby niczego specjalnego nie wymagał od orkiestry. Wszystko go cieszyło, a dyrygowanie często przybierało postać schematycznego choć przyznać to trzeba - dość skutecznego. Nie bardzo chciał wnikać w wiedeńskie zawiłości i wyrafinowania. Dyrygował jednak ładnie i elegancko, ale niemal całkowicie nie zauważając problemów. Może to dobra metoda na konkurs? Często powierzchowna, ale niekiedy przynosząca efekty. Kontakt z orkiestrą zachowany w nikłym stopniu. W Symfonii Beethovena sporo było nieporozumień. I tu sięgał po wypróbowaną w uwerturze metodę pracy, choć osiągnął tu znacznie więcej. Na trzy minuty przed upływem czasu - spróbował jeszcze drugą część - zostawiając w końcu dobre wrażenie. Znacznie więcej było już pewnych cyzelowań, korzystał też ze swojej wrażliwości. Podobał się tak muzykom jak i publiczności.

Po przerwie na podium stanął Chińczyk Ju Liu. Zaczął od uwertury Egmont Beethovena. Dyrygował dość schematycznie, takimi szerokimi łukami, na okrągło. Cały czas tak samo. Na szczęście reagował na różne szczegóły, choć był dość statyczny. Niewiele osiągnął. Parę razy zatrzymał narrację dużych fragmentów, wręcz całości aby dać kilka zaledwie uwag - uwerturę skończył z niewielkim efektem. Potem była V Symfonia Schuberta. Z początku robił wrażenie nieczułego na piękno tej muzyki. Jednak - całościowo - właściwie reagował. Czujny był na dyrygenckie szczegóły, choć w sumie niewiele z tego wynikało... Po kilku minutach przeszedł jeszcze do wolnej części. Bardziej pilnował wtedy spraw muzycznych i właściwego frazowania. Ładnie zareagowali muzycy Orkiestry. To było dobre posunięcie.

Aleksandar Markovič z Serbii ma 28 lat. Okazał się najciekawszym dyrygentem pierwszego dnia przesłuchań. Od pierwszej sekundy miał znakomity kontakt z Orkiestrą i z publicznością. Rozpoczął od uwertury do Czarodziejskiego fletu Mozarta, choć wpierw pozwolił zespołowi na wspólne dotarcie się dopiero po paru minutach zabrał się do pracy nad dziełem. Postawił - i słusznie - na precyzję i muzykalność. To szalenie wyrazista postać, to artysta żywy, dyrygujący z pewną już elegancją, bardzo obrazowo, fachowo i kompetentnie. Jest nadzwyczaj kontaktowym człowiekiem, robi sympatyczne, bez problemu osiąga to, co chce, co zamierzył. Drugim wylosowanym utworem była haydnowska Symfonia Wojskowa. I w niej zachował wielką wiarygodność! Umie pracować z orkiestrą Potrafi zdopingować muzyków, pochwalić ich, ale i zaraz potem wymagać. Jest bardzo ruchliwym i żywym dyrygentem, bardzo konkretnym, skrupulatnym i drobiazgowym, a przy tym miłym, grzecznym i eleganckim. Błyskotliwość i żywiołowość to istotne elementy jego osobowości. To jest postać, wyraźnie już zarysowana artystyczna osobowość.

Przemysław Neumann z Poznania otworzył wieczorną sesję konkursowych przesłuchań. Rozpoczął od uwertury Egmont Beethovena. Dyryguje on dość miękko ale wyraziście. Zaczął od drobiazgów, na których się skupił i był to wybór, który nie przyniósł chyba zbyt wielu efektów, w tak krótkim przecież czasie. Potem była Symfonia D-dur op. 104 Haydna. Dużo więcej było już w niej spokoju i opanowania. Udowodnił, że wysoką posiadł już świadomość rozumienia tej muzyki, że wie czego chce, ale do porwania nas, do wykrystalizowania postaci, osobowości - droga zdaje się być jeszcze daleka.

Dobre wrażenie zostawił po sobie Takeshi Ooi z Japonii. I on wylosował Egmonta Beethovena. Orkiestra dopiero co grająca tę uwerturę grała z wielkim ogniem nawet specjalnie nie zwracając z początku uwagi na dyrygenta. Poprowadził całość, a dopiero potem zaczął pracę z muzykami. Wiele osiągnął - była to praca, która przyniosła owoce. Pieczołowicie pracował potem nad wstępem do IV Symfonii Beethovena. Był należycie przygotowany. Dysponuje on niezłym warsztatem. Z pewną satysfakcją obserwowałem jego pracę i jej postępy. Japończyk jest do tego dyrygentem dość żywym i impulsywnym, choć większość cech dopiero w symfonii wyeksponowana została należycie. Ale też rozwojowy był to występ. Szary i pracowity wpierw, a potem efektowny i dość profesjonalny.

Koreańczyk In Woock Park wylosował uwerturę do Nieszporów Verdiego. Nie kleiła się rozmowa z muzykami orkiestry. Niby wiedział o co chodzi, ale na razie chyba nie jest w stanie zainteresować nas swoimi propozycjami. Także w Symfonii D-dur op. 104 Haydna kontakt z zespołem był nijaki, a efekty pracy wręcz nieciekawe...

Modestas Pitrenas z Litwy rozpoczął od Uwertury do Czarodziejskiego fletu. Przez cały czas odczuwał jakby głód koncertowania i pracy. Cały czas się śpieszył się, ale w tym dobrym, pozytywnym znaczeniu, co bardzo przydało się się do pracy i wykonania mozartowskiego arcydzieła. Potem była - po raz kolejny - grana IV Symfonia Beethovena. Pitrenas to dość klasyczny dyrygent, efektywnie pracujący, precyzyjny i skutecznie zachęcający do pracy muzyków. Dobry i ciekawy kandydat.

Przesłuchania pierwszego dnia I etapu kończył Wsiewołod Połoński z Rosji. Znów zabrzmiała nam uwertura tragiczna Brahmsa. Muzyka biegła wartko, ale zupełnie nie porywała. I raz jeszcze Orkiestra grała V Symfonię Schuberta. Nie była to jakaś szczególna kreacja, ale puls był żywy, a temperatura gry i pracy - wysoka. Umie on pracować z orkiestrą. Jest wrażliwy, ciekawy mimo pewnych mieszanych uczuć, które pojawiły się podczas jego występu.
Adam Rozlach - rzecznik prasowy MKD