Międzynarodowe Konkursy Dyrygentów

do 2012 roku

12 grudnia - po piątkowych finałach

Aleksandar Markovič rozpoczął od Livre pour orchestre Lutosławskiego. Znakomicie pracuje z orkiestrą. Wpierw fragmentami - od poszczególnych sekcji i grup - po tutti. Czynił to skrupulatnie i czytelnie. Przejrzyście podawał swoje myśli i idee. Grali tak długo aż dyrygent znalazł choćby szczegół, który budził jego wątpliwości. Było kilka takich miejsc. Wyjaśniał je i szedł dalej. Orkiestra grała mu doskonale. Na estradzie panowała twórcza atmosfera. Bardzo dobra, ciekawa i efektywna była praca nad dziełem Lutosławskiego. Drugim punktem programu była II suita Romeo i Julia Prokofiewa. I w jego występie było trochę teatru - tu nawiązanie do innych konkursowych pokazów w półfinale - ale był to jakże inny teatr - wysmakowany, w podaniu i mimo wszystko stonowany. To muzyk zdecydowany, pewny swoich poczynań, żywy, zajmujący. Odniosłem wrażenie, że i zespołowi dobrze się z nim pracowało. To się słyszało. Przy okazji jego występu odnotować trzeba bardzo piękne solo klarnetu, fletu, wspaniałą grę całej grupy instrumentów dętych drewnianych, soczyście brzmiały i smyczki.

Modestas Pitrenas poprowadził wykonanie Muzyki na smyczki, trąbki i perkusję Grażyny Bacewicz. Ależ było emocji... Doskonałe było panowanie nad orkiestrą. On zdaje się być bardziej... dyrygentem a Markovič - artystą, czyli - wolno to przekładając - dyrygentem z fantazją... Litwin jest stanowczy, poważny i ogromnie zdeterminowany. Ma wielkie predyspozycje do bycia "prawdziwym" dyrygentem. Perfekcyjnie przedstawił istotę tej trudnej przecież muzyki, w której precyzja jest elementem fundamentalnym. Do tego - co bodaj najuważniejsze - energia wykonania równa była energii kapitalnego dzieła polskiej kompozytorki. Suitę Romeo i Julia Prokofiewa - Pitrenas wyreżyserował fantastycznie i wytrawnie. Profesjonalnie i z wielkim znawstwem przedmiotu. Popracował 20 minut, a następnie ukazał "właściwe" początkowe takty suity. Wykonanie wręcz płytowe. I tu imponował flecista, a smyczki cudownie zostały zmobilizowane przez dyrygenta. Co jeszcze, Pitrenas ukazał nam się z innej jeszcze strony - po raz pierwszy zobaczyłem go uduchowionego, zmienionego przez muzykę Prokofiewa. Nadzwyczajne przeżycie!

Wsiewołod Połonski wylosował II Symfonię Karola Szymanowskiego. Tu emocje wykonawcze miały się odwrotnie proporcjonalnie do emocji i energii wspaniałego dzieła. Zupełnie inny temperament, jeśli w ogóle temperament, choć w mocnych punktach dzieła zawsze obecny był przynajmniej duch wyrazistości. Na pewno jednak nie można powiedzieć, aby wykonaniu brakowało emocjonalności. Jakże jednak innej i na pewno mniej frapującej. I w tym etapie głównie przegrywał utwór, bez cienia chęci do pracy. Inna rzecz, że orkiestra grała mu tak, że specjalnie nie musiał przerywać. Nie lubię takiego pasywnego próbowania. Jak na emocje tej muzyki to jego zaangażowanie było mizerne, ograniczało się do taktowania. Po 10 minutach wziął się do pracy. Wyczuwałem pewną sztuczność, jakby musiał na siłę szukać jakichś miejsc, aby wypełnić przyznany mu czas, bo zespół grał tak jak wcześniej. Drugim utworem był poemat R. Straussa - Śmierć i wyzwolenie. Też specjalnie nie wykrzesał niczego więcej z muzyków. Nie przerywał, mimo licznych usterek. Po prostu drygował. Inna rzecz, że ma bardzo ładne ruchy: miękkie, elastyczne. U niego wszystko było bezproblemowe....

Chol-Ung Ri z Korei Północnej rozpoczął od Livre pour orchestre - Lutosławskiego. Rozpoczął doskonale. Ładnie łączyło się to tak klasyczne dzieło z pięknym stylem jego dyrygowania. Wielką frajdą jest oglądać też Unga na telebimie. Podoba mi się u niego to jeszcze, że doskonale wie, co chce osiągnąć. Odczuwam rodzaj komfortu wiedząc, że on ma te wszystkie muzyczne "klocki" gdzieś poukładane. Potrafi pracować efektywnie - jak najdoskonalszy mechanizm. Drugim wylosowanym utworem była suita z Daphnis i Chloe - Ravela. Cudowna to muzyka, a Ri jakoś dziwnie stapia się z wykonywanym pejzażem muzycznym, także z tym tak szczególnym. Koreańczyk jest chyba bardzo łatwym do "rozpracowania" dyrygenckim obiektem. Zauważyłem, że ma jedną postawę wobec wszystkich wykonywanych utworów. Jest jednakowo zaangażowany, dyryguje tak samo ładnie czy nawet pięknie, świetnie pracuje, z dużą świadomością, ale i on, jak Pitrenas, jest dla mnie bardziej dyrygentem, a znacznie mniej artystą...

Harutiun Arzumanian wylosował Krzesanego Kilara oraz Romeo i Julię Prokofiewa. Od początku próba nie kleiła się - Arzumanian był bardzo ostrożny, pasywny. Nie za dobrze się prezentował nie tylko dlatego, że był wciąż wpatrzony w nuty, ale przede wszystkim dlatego, że nie dał po sobie poznać jakiegokolwiek zaangażowania. Poza tym nie bardzo wiedział jak wykorzystać regulaminowy czas - odnosiłem wrażenie jakby już w dziesiątej minucie nie wiedział, co dalej robić. Potem była II Suita Romeo i Julia - Prokofiewa. Od początku ćwiczył, z pewną może i dyscypliną, może i fachowo, ale nic z tego nie wynikało. Z wykorzystaniem czasu i tu Ormianin miał - niestety - ten sam problem... przykro było słuchać, kiedy pod koniec zapytał ile jeszcze zostało mu minut: z loży jurorów padła odpowiedź niczym wyrok: trzy minuty...

Ostatnim dyrygentem kończącym konkursowe zmagania był Marko Ivanovic z Czech, który tak bardzo zaimponował mi w I etapie (znacznie mniej w drugim). W finale dyrygował I Symfonią 1959 Henryka M. Góreckiego oraz Pietruszką Igora Strawińskiego. Dużo mówił, wiele pracował, poprowadził jakiś fragment, zatrzymywał akcję, wracał, poprawiał... Prowadzi on próby raczej na chłodno, bez emocjonalnego, a nawet często bez żadnego zaangażowania. To, co w I etapie wydawało mi się cnotą - potem stało się swoistym przekleństwem. W gruncie rzeczy próba z Góreckim była nijaka, bezwrażeniowa i bezbarwna... Na koniec konkursowych zmagań zabrzmiała nam Pietruszka Strawińskiego. Ciągle coś poprawiał, ale na szczęście dużo było czystej gry i gra kleiła się tak, jak powinna. Ta część próby też niezbyt była wciągająca, ale za to bardziej konkretna. Był porządek, był cel, ale do oczekiwanego wrażenia numeru popisowego było bardzo daleko...

Adam Rozlach