Międzynarodowe Konkursy Dyrygentów

do 2012 roku

14 grudnia - po Koncercie Laureatów

Niedzielny wieczór, wielka uroczystość, piękne zwieńczenie wielodniowych przesłuchań. Na widowni zaproszeni Goście, fundatorzy głównych i dodatkowych nagród, melomani, a na estradzie Orkiestra Filharmonii Śląskiej - niemal główni bohaterowie konkursowych zmagań. Zmęczeni pewnie, ale zadowoleni. Tak bardzo pomogli wszystkim bez mała laureatom, a ich nagroda - jakże cenna i wymowna - przyznana litewskiemu dyrygentowi Modestasowi Pitrenasowi po tym finałowym koncercie nabrała jeszcze większej wartości. Otóż bowiem Litwin wypadł absolutnie najlepiej. To był pokaz wspaniałej dyrygentury: klasycznej, eleganckiej, mądrej, świadomej, jasnej, czytelnej, przejrzystej... I to dla wszystkich, także dla nas, słuchaczy, którzy z podziwem oglądali na podium współzwycięzcę VII Konkursu Fitelberga. Jest ich dwóch, wedle woli szacownego gremium Jury ale dla wielu, właśnie Pitrenas będzie tym najlepszym! Serb, Aleksandar Markovič w tej konfrontacji finałowego koncertu wypadł o wiele mniej korzystnie. Nie dlatego, że zapomniał o swoich walorach, że był stremowany, a po prostu miał znacznie mniej do powiedzenia, mimo że dyrygował wielkim orkiestrowym poematem Richarda Straussa. Jakoś wyparowały emocje, pozostała dość "sucha" rzeczywistość, która spowodowała taki właśnie odbiór, nie tylko u piszącego te słowa. Zaraz po ogłoszeniu werdyktu, przyjmując go z szacunkiem i uznaniem optowałem raczej za Serbem, za bardziej może efektownym sposobem dyrygowania, bardziej swobodnym... Czy jeszcze inaczej: za bycie bardziej artystą, a tu życie pokazało, że to nie wszystko, że wspomniane wyżej "klasyczne" cechy sztuki Pitrenasa wytrzymują wszelkiego rodzaju próby. Nie da się jednak ukryć, że były to dwie największe indywidualności, toteż decyzja Jury już z tego tylko powodu - mimo tego nierozwiązanego "rozdarcia" była trafna. A to, że były tylko dwie indywidualności na Konkursie - również doskonale potwierdził występ czeskiego dyrygenta - laureata III nagrody Marko Ivanovica. Zazwyczaj opuszczam koncerty laureatów konkursów, na których mam przyjemność bywać - na pewno, po niedzielnym doświadczeniu w Katowicach, przynajmniej tu nigdy tego nie zrobię. Warto było... Ponieważ kończy się już piękny czas dyrygenckiego współzawodniczenia, a i moich tu codziennych relacji, pisanych na zamówienie organizatorów, którzy tak bardzo chcieli, aby ten Konkurs był jeszcze inny i jeszcze ciekawszy od poprzednich - chciałem im za to bardzo podziękować. Dlatego, że mogłem spędzić kilka niezwykle ważnych dla mnie i intensywnych dni w sali koncertowej wśród muzyków i melomanów, młodych i najmłodszych dyrygentów (w tym uczniów średnich szkół i studentów niektórych akademii przypatrujących się konkursowiczom), ale nade wszystko dlatego, że dano mi tu absolutną swobodę wypowiedzi. Dziś może nie powinno się za to dziękować, ale wiemy wszyscy, że różnie to bywa.

Dziękuję więc.
Adam Rozlach